Ponieważ turnusy w „Neuronie” w Małym Gacnie są już stałym elementem mojej rehabilitacji, już ich nie liczę.
Na kolejny turnus do Gacna wybrałyśmy się z mamą znowu same, ale tym razem nie pociągiem a SAMOCHODEMMMMMM. Mama w końcu się odważyła. Znaczy się, bać się jechać 500 km nie bała, ale miała obawy jak ja zniosę taką podróż siedząc sobie obok mamy i czy nie będę za bardzo jej przeszkadzać prowadzić. Ale byłam bardzo dzielna. Całą drogę grzecznie siedziałam, troszkę ślina mi przeszkadzała i mamusia musiała cały czas mi wycierać buzię. Po drodze zrobiłyśmy sobie dwa dłuższe postoje na jedzenie, przebranie pampersika i wyprostowanie kości. Nawet szybko dojechałyśmy. Trasę też TomTom wybrał nam fajną, w ogóle nie wjeżdżałyśmy do dużych miast.
W samym „Neuronie” w zasadzie tak jak zawsze. Jedyną zmianą było to, że tym razem zrezygnowałam z konika na rzecz dodatkowej sali NDT. Pogoda trochę niewyraźna była i bałam się przeziębić. Niestety mój rehabilitant, Pan Radek był tylko tydzień i potem ćwiczyłam z Panią Anią i Panią Beatką. Pozostałe zajęcia miałam z Panem Tomkiem i psiakami, terapię rączki z Panią Mirką, terapię wzroku z Asią, no i oczywiście zajęcia z logopedą.
Oprócz ciężkiej pracy był też spacer w doborowym towarzystwie i trochę leniuchowania w wolnym czasie.