Wczoraj razem z rodzicami wybraliśmy się (a raczej mieliśmy się wybrać) do Gliwic na zakupy. Po drodze mamusia stwierdziła, że trzeba zatankować nasz samochodzik. Podjechaliśmy więc na stację benzynową i…
… tu zaczął się wielki pech mojego tatusia. Z niewiadomych przyczyn tatuś zatankował mamusi benzynę do diesla. No i się zaczęło, co tu teraz zrobić.
Ponieważ do babci Ali mieliśmy niedaleko, rodzice stwierdzili, że mnie zaprowadzą najpierw do babci, a potem będą się martwić co zrobić z autem. Ponieważ było dosyć zimno i wiał bardzo duży wiatr tatuś chciał mnie trochę schować pod kurtkę. No i w tym całym zamieszaniu zgubił portfel z pieniążkami i wszystkimi możliwymi dokumentami. Od stacji odeszliśmy niecałe 200 metrów, niestety portfela już nie znaleźliśmy. Na tak krótkim odcinku w zaledwie kilka minut się „rozpłynął”. Pieniążków na pewno już tatuś nie odzyska, ale może jakaś dobra duszyczka odeśle mu chociaż dokumenty.
I tak sobotę zamiast na zakupach spędziłam u babci Ali (ja nie żałuję, mi się bardzo podobało) a rodzice na stacji benzynowej ściągając z baku źle nalaną benzynę. Strasznie drogo wyszły ich te zakupy….
No a dzisiaj rano wstałam i się okazało, że mnie te zakupy też troszkę kosztowały. Mianowice trochę zaczął męczyć mnie kaszelek. Ale mamusia od razu zrobiła mi inhalacje i podała syropek przeciwkaszlowy. Mam nadzieję, że to tylko takie chwilowe zaziębienie.