Już 7 raz, a 3 w tym roku byłam z mamusią w dniach 6-20.10.2012 na turnusie rehabilitacyjnym – tradycyjnie już – w Małym Gacnie. Na turnus pojechałyśmy pociągiem. W przeciwieństwie do mamusi bardzo lubię te długie i męczące podróże.
Na turnusie miałam mnóstwo zajęć: 3 x po 0,5 godziny ćwiczeń NDT i PNF, terapię rączki, salę SI, kynoterapię, hipoterapię i zajęcia z logopedą. Tym razem mama zrezygnowała z masażu. Zajęcia jak zwykle były bardzo ciekawe i męczące, ale bardzo mi potrzebne. Zdjęć aż tyle mamusia nie robiła, bo znowu oglądalibyście te same co poprzednio hi, hi.
Na turnusie spotkałam się z moimi starymi znajomymi: Jessicą, Kubą, Mateuszem, Kasią, Hubertem i innymi moimi kolegami. Jak zawsze świetnie się razem bawiliśmy.
Ponieważ w pierwszym tygodniu pogoda niezbyt nam dopisała, mieliśmy po zajęciach organizowane różne zabawy. M.in. robiliśmy różne ludziki z kasztanów, malowaliśmy liście, z których potem powstało piękne drzewo, były pokazy Pana Iluzjonisty (niestety akurat jeździłam na koniku i zdążyłam na sam koniec pokazu). Było też malowanie twarzy farbkami.
Oprócz tego chodziłam z mamusią na spacery i do lasu na grzyby, których w tym roku było mnóstwoooo. Przywiozłyśmy całą torebkę ususzonych maślaczków, podgrzybków i kozaków. Największą jednak atrakcją tego turnusu były alpaki: Santana i Nadzieja, które przyjechały z opiekunami do naszego ośrodka. Bardzo mi się te zwierzątka podobały i fajnie mi się z nimi rozmawiało. Wcale się ich nie bałam.
To tyle relacji z mojego pobytu w Neuronie. A za trzy tygodnie wyruszam z mamusią na turnus tym razem do „Kubalonki” do Istebnej. O moich wrażeniach napiszę po powrocie. Buziaczki…