Sanatorium „Kubalonka” leży prawie na samym szczycie góry w Istebnej. Widok jest przepiękny, ale niestety na spacery możemy chodzić jedynie wokół ośrodka, bo wszędzie jest daleko i pod górę. Dobrze, że przez kilka dni tatuś jest z nami, więc autem są trochę większe możliwości.
Jeżeli chodzi o sam ośrodek – to jest niestety nieprzystosowany do osób niepełnosprawnych, szczególnie poruszających się na wózkach. Wszędzie mnóstwo schodów i nieliczne windy na kod. Pierwszy pokój dostałam na 2 piętrze i rodzice pierwszego dnia nabiegali się ze mną w wózku po kilka razy w górę i w dół po schodach. Na szczęście nie było najmniejszego problemu z zamianą pokoju, na taki który byłby na tym samym piętrze co stołówka i sale zabiegowe. Tak więc teraz mam bardzo ładny, przestronny pokój z łazienką. Jedzenie, miło nas zaskoczyło. Jest bardzo dobre i dużeeee porcje.
Personel ośrodka jest przemiły i bardzo uczynny. Wszyscy bardzo się starają, aby nasz pobyt był jak najbardziej udany.
Jeżeli chodzi o zabiegi, to mam ich 9: 3x dziennie inhalacje po 5 minut, 3x dziennie drenaż (czyli oklepywanie) po 10 minut, viofor (pole magnetyczne), qlight (światłolecznictwo, czyli taka zielona lampa) po 10 minut i gimnastykę, na której świetnie się bawię. Mam mnóstwo czasu, bo zabiegi kończę już o 11:45 rano (zaczynam o 7:15 i z tym trochę jest ciężko). Za pewne po tych prawie trzech tygodniach przyjadę rozleniwiona jak mało kto, hi, hi. Na szczęście jest internet i przy braku telewizora w pokoju jak już bardzo mi się nudzi, mamusia puszcza mi różne bajeczki z internetu.
Po przyjedzie do domku napiszę Wam co się dalej działo podczas mojego pobytu w Istebnej. I na pewno wrzucę kilka zdjęć.