Już 11 raz pojechałam z mamą na turnus do „Neurona”. Standardowo podróżowałyśmy pociągiem, ale wracałyśmy już z tatusiem samochodem. Bo na tydzień tatusiowi udało się do nas dołączyć.
Niestety tym razem, mimo, że byłyśmy w maju nie trafiłyśmy z pogodą. Było bardzo brzydko, zimno, wietrznie i prawie cały czas padał deszcz. Spacerków tym razem nie było za wiele. Na szczęście spotkałam się z moją paczką, czyli Kingą, Asią, Zuzą, Dominiką i Bartkiem , więc czas wolny od zajęć bardzo szybko i przyjemnie leciał.
Jeżeli chodzi o moją rehabilitację miałam standardowy dla mnie zestaw: 1,5 godz. sali, terapia ręki, terapia wzroku, sala SI, kynoterapia, zajęcia z Panią logopedą. Tym razem, ze względu na mojego wyciętego niedawno migdałka i niepewne bioderka Pani doktor wykluczyła mi konika. Ale w sumie i tak bym na dworze nie pojeździła, a w ujeżdżalni nie lubię. Za to mogłam pobawić się z alpakami. Jest to nowy rodzaj terapii – alpakoterapia.
Na razie zdjęcia, które robiła mama. Tatuś swoje dorzuci później :)