Święta, a dokładniej Wigilia odbyły się u mnie – to już powoli robi się tradycją. Rodzicom jest tak wygodniej, bo czasami ciężko jest się ze mną gdzieś wybrać – cała masa przygotowań do takiej wyprawy musi być. A nie zawsze też mam humor jak już się gdzieś wybiorę. Taka przekora ze mnie :)
Była cała moja najbliższa rodzinka. W tym roku zabrakło Didusia. Tata często o nim myśli.
Jednak wróćmy do milszych informacji – Świąt. Było bardzo miło, stwierdziłam, że jednak w tym dniu nie będę marudzić, a i apetyt mi dopisze. Zjedliśmy przepyszną kolację Wigilijną przygotowaną wspólnie przez mamusię i moje kochane babcie. Potem oczywiście rozpakowywaliśmy prezenty, które znalazły się pod choinką. Szczęściara ze mnie, bo dostałam ich najwięcej, hi, hi. Oczywiście Tatuś udokumentował wszystko na zdjęciach, by było co wspominać.
Jako, że Tatuś fotografował to zabrakło go na zdjęciach …
… hmm, jednak nie do końca :)
Po wszystkim odprowadziłam gości. Pomachałam rączką (a właściwie to pomachała moją rączką mamusia) na do widzenia. Fajne te święta, szkoda, że tylko raz w roku.