Ten rok od początku nie należy do zbyt udanych. Cały czas męczyły mnie choróbska, pobyty w szpitalach, na turnusach i sanatoriach. Bardzo byłam już tym wszystkim zmęczona. Dlatego 22 czerwca wraz z rodzicami, Babcią Alą i Dziadkiem pojechałam na zasłużone wakacje na Węgry nad Balaton. Mieszkaliśmy w miejscowości Hévíz, 8 km od Balatonu.
Sama podróż była trochę męcząca, bo jechaliśmy 9 godzin. Jechaliśmy przez Słowację i Czechy, a tam straszne ograniczenia prędkości i strasznie dużo „przepisowych kierowców” ha, ha. Ale na poważnie, biorąc pod uwagę wysokość mandatów jakie tam można dostać za przekroczenie prędkości – wcale się nie dziwię, że tak wolno jeżdżą.
Po przyjechaniu na miejsce rozpakowaliśmy bagaże i od razu poszliśmy na basen (mieliśmy go przy naszym domu), ponieważ mimo godziny 18 było bardzo gorąco. Po za tym, bardzo fajnie w wodzie się zrelaksować po tak długiej podróży.
W miasteczku Hévíz znajduje się największe naturalne jezioro termalne w Europie. Powierzchnia jeziora wynosi 4,4 ha, głębokość do 38,5 metra, temperatura wody waha się od 24 °C zimą do 36 °C latem. Woda jeziora wykazuje działanie lecznicze, znane już za czasów rzymskich. Dlatego bardzo często chodziliśmy się tam kąpać. Niestety w samym Balatonie pomoczyłam sobie tylko nóżki, bo było dosyć chłodno i wiał mocny wiatr.
Kilka dni było chłodniejszych, dlatego też bardzo dużo zwiedziliśmy. Zamki, pałace, ruiny warownii i wiele, wiele innych miejsc. Objechaliśmy cały Balaton do okoła. W miasteczku Tihany płynęłam promem po Balatonie. Ta wyprawa najbardziej podobała się Babci, hi, hi. Mamusia za to była „w niebo wzięta”, gdy trafiła do sklepu z marcepanami. Biedna nie umiała się zdecydować, którego kupić.
Dużo także chodziliśmy po samym Hévíz, ponieważ jest to dosyć spore i atrakcyjne miasteczko. Trafiliśmy także na regionalny targ, na którym sprzedawano różne regionalne specjały. Dziadek Marian, jako zapalony działkowiec, zainteresowany był roślinnością Węgier. No i oczywiście nie obyło się bez próbowania tradycyjnych węgierskich potraw. Tym najbardziej zainteresowany i zadowolony był z kolei tatuś, ponieważ kuchnia węgierska jest bardzo pikantna. A tata lubi pikantne potrawy.
Mogłabym jeszcze sporo Wam opisywać, bo przez ten tydzień naprawdę dużooooo się działo, ale nie chcę Was zanudzić. Tak więc w wielkim skrócie zdałam relację z moich wakacji nad Balatonem. Szkoda, że na wakacjach czas tak szybko leci.
Za to teraz wypoczęta, opalona i rozleniwiona, gotowa do dalszej pracy wracam do mojego przedszkola :)